Studium Teatralne znalazło swój język. Wybił się on nad historię i dokumentalną relacją. Na znane wydarzenia pozwolił spojrzeć z nowej perspektywy.
Bohaterką jest Izolda Regensberg, szalona polska Żydówka, która Zagładę przeżyła właśnie dzięki chaosowi jaki miała w sobie i ryzyku jakie podejmowała w imię miłości do męża. Los pozwolił jej wziąć ślub. Ale dał również wojnę, śmierć rodziców, rozłąkę z ukochanym, więzienie. Rzucił ją do Wiednia i obozów pracy, pozwolił przeżyć wojnę, zmusił do opuszczenia Polski, kazał wyprowadzić się do Izraela. Historie opisane przez Krall są olbrzymią dawką emocji. Można by je recytować przy surowym świetle i trudno byłoby się nie zachwycić. Mimo to w Studium postanowiono dołożyć do nich trochę teatralności, postanowiono wykorzystać narzędzia jakie daje scena.
(…) Pierwsza scena jest jednocześnie jasną informacją o świecie w jaki się przenieśliśmy. Pojawiają się linie rysowane na podłodze kredą. Aktor podaje przy tym liczbę polskich Żydów przed i po II wojnie światowej, wymienia ulice, budynki, miasta, zaznacza miejsca, w których powinni stać napotykane przez bohaterów postaci. Powstałe w ten sposób mapy to jeden z wielu elementów odwracających nasz wzrok od materialnej historii, to jeden z wielu tam postawionych realizmowi, faktografii i historyczności.
Po drugie, kompozycja postaci i akcja. W spektaklu gra czworo aktorów, ale na scenie pojawia się ponad dwadzieścia charakterów. Piękna to sprawa uczestniczyć w opowieści o fundamentalnych wartościach i wydarzeniach i nie być przy tym odurzonym krystalicznym podziałem na dobro i zło. „Król kier” ani przez moment nie upodabnia się do sądu ostatecznego. Ten sam aktor gra gwałciciela, granatowego policjanta i Sprawiedliwego Wśród Narodów Świata.
„Król kier” to doskonała mikropowieść o wstrząsach wtórnych po Holokauście, o jego niszczącej sile, która nie odpuszczała Izoldzie nawet kilkadziesiąt lat po wojnie. Mąż opuścił ją około roku 1970, ponieważ obwiniał ją o śmierć rodziców, zabitych na Pawiaku. Ale choć Zagłada wrosła w nią, stała się jej nieodłączną częścią, niechcianym kompanem na całe życie, to ta przebojowa za młodu dziewczyna, a później schorowana i głucha kobieta zwycięża narzucony jej smutek swoim witalizmem i chęcią życia. Po hebrajsku nauczyła się tylko zwrotu: „Wszystko w porządku”.
Kulturalnytorun, 2012
The body tells everything about the horror of the war
Scena jest zimna i pusta, tylko stół i parę krzeseł z metalu – wszystko to w ostrym kontraście do pięknej, pełnej kolorów podłogi z wzorem pochodzącym ze starej, polskiej synagogi zniszczonej podczas II Wojny Światowej. Ten dywan staje się symbolem życia, jakie postacie w przedstawieniu mogłyby wieść. Mogłyby, gdyby nie było wojny. Ale teraz jest wojna. Ta prawdziwa historia o młodej Żydówce imieniem Izolda, która jest gotowa zrobić wszystko, by uwolnić swojego męża z obozu koncentracyjnego, opiera się na motywach powieści Hanny Krall.
Nie jest ona opowiadana w sposób ciągły, lecz poprzez szybkie cięcia pomiędzy różnymi czasami i wydarzeniami podczas wojny i po wojnie. Jesteś zaproszony, by śledzić desperacki wysiłek Izoldy w celu uwolnienia swojego męża oraz by spotkać ją w okresie powojennym, gdy jest bardzo chora. To innego rodzaju, bardzo intensywne cieleśnie, przedstawienie, z którym polski zespół teatralny wystąpił gościnnie. Nigdy nie widziałam, by aktorzy przedstawiali opowieść z tak ekspresyjnym językiem ciała. Oni nie wymawiają dużo słów, ich ciała mówią więcej.
Ekstremalnie wyćwiczeni oddają nieprawdopodobnie dramatyczny obraz wojny i kreują mnóstwo postaci, które Izolda spotyka – od strażników więziennych i gestapowców, którzy ją gwałcą począwszy, a na osobach, które pomagają jej uciec skończywszy. Nawet jeśli jest to straszna historia o okrucieństwach wojny, to jednak opowiada o sile miłości.
Gościnny występ jest wynikiem współpracy Byteatern i Teater WEAK z Vaxjo.
Tina Jeppson
Gazeta „Barometern” Kalmar, Szwecja, 14/paźdz./2011
Polska Inwazja
Widziałem dwa razy spektakl Studium Teatralnego „Król Kier znów na wylocie”, naprawdę było to poruszające doświadczenie.
Od początku, kiedy ubrany na czarno aktor rysuje kredą na podłodze pustej sceny gdzie stoją cztery krzesła i szary stół, do końca, gdy godzina i dwadzieścia minut później aktorka szepcze po polsku: „w porządku”, spektakl delikatnie rekonstruuje dramat Żydów podczas drugiej wojny światowej, koncentrując się na historii Izoldy R., która udaje aryjkę by wyciągnąć męża z obozu.
Ta historia jest jednak punktem wyjścia do głębszej refleksji nad absurdami natury ludzkiej, jej fascynacją unicestwianiem drugiego, lubowaniem się w torturach i poniżaniu.
„Była rodzina”, tymi słowami jeden ze czterech aktorów zaczyna opowiadać historię. Rodzina, rzecz jasna, rozpada się w obliczu nazistowskiego koszmaru. Historia nie jest opowiedziana w sposób realistyczny ani psychologiczny. Łącząc teatr epicki z alegorycznym reżyser Piotr Borowski, zbudował zwarte przedstawienie, w którym aktorzy w nieustannym wewnętrznym napięciu i w ciągłym ruchu próbują ocalić z katastrofy czasu historię, która nie może nigdy być zapomniana.
Dramat Żydów polskich był opowiedziany w kinie i w literaturze wiele razy. Pierwsza rzecz, która przychodzi mi na myśl to wstrząsający film Romana Polańskiego „Pianista”.
„Król Kier znów na wylocie” jest natomiast spektaklem z elementami głęboko teatralnymi; z pustą przestrzenią i kilkoma przedmiotami koncentruje się na intensywności gry aktorskiej, a całość opiera się na ścieżce dźwiękowej (w tym przypadku prawie filmowej), która obecna jest niemal cały czas.
W teatrze zachodnim czasy poprzedzające nazistowskie holokaust były szkicowane w trzydziestu mistrzowskich pociągnięciach Bertolta Brechta w jego mozaice horrorów zatytułowanej Strach i nędza III Rzeszy. Można by powiedzieć, że „Król Kier znów na wylocie” jest anegdotą, która przedłuża się w czasie, tak jakby jeden ze skeczy Brechta rozwijał się do ostatnich konsekwencji.
Dlatego spektakl Polaków nie jest fragmentem ani epizodem, przeciwnie, jest wielkim freskiem, który opowiada wieloletnią historię z dużymi skokami chronologicznymi, z wielopoziomową narracją i z około dwudziestoma postaciami granymi przez czterech bezbłędnych aktorów. (…)
Sandro Romero Rey
Bogota, Kolumbia – vive.in, 27/06/2009
Strategia przetrwania.
Nowy spektakl Studium Teatralnego jest zadziwiająco odmienny od poprzednich prac Piotra Borowskiego i jego zespołu. Pierwsza, uderzająca przemiana: tym razem słowo, a dokładniej – opowieść- staje się dominująca materią przedstawienia. Dynamiczne fizyczne akcje sceniczne poszczególnych aktorów zostają wyciszone, stłumione. Powstaje nieco inne aktorstwo niż to, do którego przyzwyczaiło nas Studium (pochwałę rzemiosła wypada wygłosić już na początku), nakierowane na teatr z gruntu literacki.
Przedstawienie to otwiera, jak się wydaje, nowy rozdział w twórczości Studium Teatralnego. Epicka historia, opowiadana i porzucana, odgrywana, komentowana, stanowi budulec spektaklu. Wyciszone zostało natomiast to, co do tej pory było rdzeniem pracy Studium: budowanie bardzo dynamicznych akcji fizycznych, opartych na przekraczających racjonalność, codzienność zachowaniach. Wszystko przepełnione było wtedy chęcią wzlotu. Teraz akcje ujęte zostają w prawie realistyczną strukturę, budując prawdopodobne zachowania postaci. Tylko wyjątkowo, jakby zwolnieni z uwięzi, aktorzy zrywają się do szaleńczej gonitwy, wyostrzają gesty, wybuchają ekspresją.
To trochę tak, jakby dawna estetyka przedstawień Studium Teatralnego została wtłoczona w realistyczny styl. Jednak ta dawna technika ciągle wyłania się z głębi, przekracza konwencje, kryje coś więcej, ogromny naddatek energii. I to bardzo fascynuje. W głębi aktorstwa istnieje bardzo żarliwy, żywy splot energii. Wszystko toczy się zwyczajnie, ale wewnętrzne rozedrganie aktorów stwarza wrażenie, że wciąż tłumiony impuls wywoła w końcu wybuch.
Po raz pierwszy w Studium Teatralnym nastąpiło też tak silne wychylenie ku jednostce. Poprzednie przedstawienia – Miasto, Północ, Człowiek i następne przedstawiały w istocie los wspólny. Nawet, gdy miały indywidualnych bohaterów – zmierzały ku uogólnieniu, mitom. Teraz nastąpiło zejście ku jednostce, nawet więcej, ku próbie racjonalizacji losów, bez otwierania ich w przestrzeń mitu, transcendencji. Być może właśnie dzięki temu spektakl uzyskał taką precyzję wyrazu. (…)
Tadeusz Kornaś
Didaskalia, nr. 90. Kwiecień 2009.
To historia młodej Żydówki, która, by uratować męża z obozu koncentracyjnego, gotowa jest zrobić wszystko. Powstał spektakl niezwykle przejmujący – rodzaj strumienia obrazów, migawek, głosów, w których przeszłość młodej kobiety splata się z teraźniejszością tej samej – ale już starej, żyjącej bez celu, nieczującej radości ani szczęścia. Chaos, bieganina, krzyki żandarmów, ból, strach, tęsknota, gettowe życie – aż nie do wiary, że wszystko to – niezwykle prawdziwie i sugestywnie – wygrała zaledwie czwórka aktorów, na niewielkiej, wręcz pustej przestrzeni.
Monika Żmijewska
Gazeta Wyborcza – Białystok nr 128 online